Agna Bielecka: „Z wchodzenia na ośmiotysięcznik można się w każdej chwili wycofać. Z macierzyństwem jest inaczej”.

Polska himalaistka, podróżniczka, fotografka i żeglarka. Agnieszka ma duże doświadczenie w górach wysokich i na ośmiotysięcznikach. Wspinała się w Alpach, Andach, Afryce i na Alasce. Kierowniczka bazy podczas wyprawy zakończonej pierwszym zimowym wejściem na Gaszerbrum I, którego dokonali jej brat, Adam Bielecki oraz Janusz Gołąb. W lipcu 2014 roku zdobyła Broad Peak. Przepłynęła Atlantyk jachtem, żeglując podczas sztormów. Przez lata zabierała ludzi w różne rejony świata jako pilot wycieczek. Wiele razy była z nimi na Spitzbergenie, Omanie i w ukochanych Indiach. Pływała w kajakach morskich, wyruszała na trekkingi w Peru.

W 2019 roku w jej życiu prywatnym nastąpiła rewolucja – Agnieszka wspólnie ze swoim partnerem Jędrkiem doczekali się córeczki Dagny. W rok później przeprowadziła się z Wrocławia do uroczego domku położnego w Masywie Śnieżnika, aby prowadzić tam agroturystykę. Sprawdzamy co słychać u niej obecnie i jak radzi sobie z tymi wyzwaniami.


AGATA KAJCA (mama w skałach): Agnieszka, mam wrażenie, że Twoje życie jest jedną wielką podróżą. Robiłaś już tyle rzeczy, że spokojnie można by tymi przygodami obdarzyć kilka osób. Miałaś taki okres w życiu, że wracałaś z gór i od razu pakowałaś się oprowadzać turystów po Spitzbergenie…Od paru lat zwolniłaś, zamieszkałaś w jednym z kilku domków w małej wioseczce.  Prowadzisz życie w stylu slow life. Jak teraz funkcjonujesz i co u Ciebie słychać?

AGNIESZKA BIELECKA: Po Gasherbrumie w ciągu dwóch lat pojechałam na trzy wyprawy w Himalaje i  Karakorum, a potem miałam długą przerwę. W 2018 roku nie zostałam zakwalifikowana do ostatecznego składu na K2, ale poradziłam sobie inaczej. Udało się połączyć siły z Krzyśkiem (Krzysztof Mularski– przyp. red) i wybrać się na Nun – trekkingowy siedmiotysięcznik w Ladakhu. W tym samym roku – wcześniej – brałam też udział w projekcie naukowym na Grenlandii. Zbieraliśmy próbki śniegu do badań zanieczyszczeń, a ja byłam tam osobą, która odpowiadała za bezpieczeństwo w terenie.  A pomiędzy tymi wyprawami pracowałam jeszcze na Spitzbergenie.

Już wcześniej miałam jednak poczucie, ze wpadam w rutynę, marazm. Miałam takie momenty, że prowadząc grupę na Sarangkot i pokazując im Annapurnę czy lodowce na Spitzbergenie czułam, że potrzebuję nowego wyzwania. Widziałam w ich oczach błysk i fascynację krajobrazem. Patrzyłam na nich z zazdrością, że mi to przeszło. Znudziło mi się bycie w tych samym miejscach, z tymi samymi widokami tylko z coraz to innym ludźmi. Poczułam się wypalona.

Trekking w Dolinie Mustang, listopad 2023,  fot. A. Bielecka

Wtedy wymyśliłam sobie macierzyństwo. Poza tym mój partner, Jędrek też czuł, że mamy za mało czasu dla siebie, więc wybraliśmy się razem na Bałkany. O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się po powrocie z tych wspólnych wakacji, jakiś czas później, ale pamiętam, że to było tydzień przed wyjazdem do pracy w Indiach.

Jaka była Twoja reakcja na taką wiadomość? Szok czy raczej stoicki spokój?

Konfrontacja z tym faktem wywołała u mnie panikę, która trwała przez mniej więcej tydzień. Głównie chodziło o specyfikę mojego zawodu – bycie pilotem wycieczek to nie jest etat, więc zastanawiałam się z czego się utrzymamy.

Niepokój związany był również z moim wiekiem, ponieważ kiedy zaszłam w ciążę miałam 40 lat. Czekanie na wyniki badań prenatalnych było stresujące, na szczęście wszystkie parametry były w porządku. W tym czasie mój brat, uratował Elisabeth Revol, stał się jeszcze bardziej popularny i potrzebował menagera, więc mnie zatrudnił.

Cieszyłam się, że będę mamą. Od jakiegoś czasu czułam, że nie chcę żyć już na walizkach, a macierzyństwo łączyło mi się z większą stabilizacją.  Ogólnie w cięższych momentach pomagają mi  słowa Artura Hajzera: „Ktoś umarł? Jest bezpośrednie zagrożenie życia? To czym ty się przejmujesz?”.

Rozumiem, ale jak to się stało, że wylądowaliście w Marianówce?

Przypadek. Kiedy wybuchł covid Dagna miała pół roku. Pamiętam, że dzień wcześniej byliśmy w trójkę na biegówkach w Izerach, Dagna jechała w przyczepce, było fajnie. A kolejnego dnia ogłosili lockdown, zamknęli nas na 45 – metrach w centrum Wrocławia. To był trudny czas, zaczęłam mieć ataki potwornej klaustrofobii. Adam, który zarabiał wtedy na eventach, musiał mnie zwolnić, bo menager nie był mu potrzebny. Wszystko stanęło, Jędrek przestał grać koncert za koncertem. Była atmosfera finansowej grozy.

Dom Geologa – miejsce jak z bajki – stało się domem Agnieszki, fot. Single track Glacensis

W ostrych stanach lękowych zaczęłam medytować, pamiętam, że na jednym ze spacerów z Dagną intensywnie myślałam co mogłabym robić w życiu. Wyszło mi wtedy, że mogłabym pracować w schronisku, bo wyjazd z rocznym dzieckiem na Spitzbergen nie wchodził w grę. Tak znalazłam się na Taborze pod Krzywą na Dolnym Śląsku – Sławek Ejsmont dał się przekonać, że poradzę sobie jako taborowa. Dobrze sobie tam z Dagną radziłyśmy – ona nauczyła się chodzić, a ja odpowietrzać rury i pompować wodę. Czasami kiedy Jędrek do nas przyjechał udawało mi się nawet powspinać w skałach. Pewnego dnia zadzwonił telefon, że ciotka znajomej ma dom w Masywie Śnieżnika i szuka kogoś kto się tym zajmie. W związku z tym, że nasze zawody przez pandemię dalej były w zawieszeniu, zdecydowaliśmy się przyjąć tę ofertę. W ten sposób staliśmy się gospodarzami w Domu Geologa.

Marianówka to miejsce, w którym każdy chciałaby spędzić dzieciństwo. Daga korzysta z tego pełnymi garściami, fot. Laura Kośińska

Twoja córka skończyła już cztery lata, powiedz czy ona zdaje sobie sprawę, że jej mama to nie jest taka zwykła mama, tylko wspinaczka, która zdobyła ośmiotysięcznik w Himalajach?

Dagna wie, że największe góry to są Himalaje. Zdaje sobie sprawę, że Śnieżnik jest najwyższy w okolicy i mówi, że chce tam ze mną wejść. Nie wiem skąd jej się to wzięło, możliwe, że usłyszała o tym w przedszkolu. W każdym razie jej celem jest wejść na najwyższą górę.

Myślisz, że jest szansa, że w przyszłości będzie chciała pójść w Twoje ślady? Jaki masz do tego stosunek, wiedząc, że himalaizm wiąże się z ryzykiem.

Nie umiem opowiedzieć na to pytanie. Chciałabym, żeby się realizowała, miała pasję, która spowoduje, że jest szczęśliwa. Do niej należy wybór co to będzie. Na ten moment mam takie podejście, które wynika  z moich głębokich przekonań, że dziecku trzeba dać poczucie swobody w odkrywaniu siebie. Mam sprzeciw wobec tego, że dziecko musi spełniać cudze oczekiwania.

Jeśli damy przestrzeń, to wówczas dziecko wie, co jest jego potrzebą, pragnieniem. Czasami sama się na tym łapię, że zabieram ją na rower, wspinaczkę, bieganie czy kajaki i podświadomie chciałabym, żeby to były również jej pasje. Wtedy muszę zrobić trzy kroki w tył i przypomnieć sobie, że nie musi jej się to wcale podobać. Czasami śmiejemy się z Jędrkiem, że na złość rodzicom zostanie księgową.

Dolni Morawa z córką Dagną, fot. Aleksandra Głowacka

Ale chyba trochę jej się podoba, skoro marzy, żeby wejść na Śnieżnik. Z tego co wiem, byliście już rodzinnie na jednej poważnej wyprawie.

W zeszłym roku, wspólnie z moim bratem postanowiliśmy pokazać dzieciom góry. Adam wymyślił Beskid Żywiecki, ale to było zbyt ambitne, więc zrobiliśmy wielka wyprawę na Beskid Mały. Spędziliśmy w namiocie dwie noce, odwiedziliśmy schronisko, a wieczorami byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie mieliśmy siły rozmawiać. Dzieci są wymagającymi zawodnikami, więc nie obyło się bez dramatów za pozostawionym na przystanku kijem i wymyślaniu bajek o wszystkim byle by tylko przesuwać się do przodu.

Myślę, że jakby ktoś się mnie zapytał jaka była moja najtrudniejsza wyprawa to odpowiedź jest jedna: żadne Himalaje nie zmęczyły mnie tak jak te 13 km w trzy dni, z trójką dzieci w Beskidzie Małym 😉

Skoro nawiązałaś do Himalajów, to jak wspominasz swoje wyprawy z perspektywy czasu. Czytałam w jednym z wywiadów, że było niebezpiecznie.

Tak naprawdę najwięcej nauczyłam się podczas wypraw, na których nie osiągnęłam sukcesu. O Broad Peaku, który zdobyłam w 2014 roku, nie ma co opowiadać. Po prostu na niego weszłam. Ale porażki czy raczej niepowodzenia nauczyły mnie wielu rzeczy. Nigdy nie dążyłam do zdobycia Korony Himalajów i Karakorum, nie chciałam kolekcjonować rekordów. Podobnie jest w skałach, wspinam się bo to lubię, a nie dla tzw. cyfry.

Szczyt Nun, fot. Krzysztof Mularski

Niebezpieczne sytuacje były. Raz się potknęłam schodząc z Daulgahiri i nie mogłam wyhamować. Innym razem zgubiłam tam łopatę śnieżną, bo straciłam równowagę – w końcu ją odzyskałam, ale łopaty już nie.  Na Lhotse tez się potknęłam i na chwilę straciłam przytomność, ale wyhamowałam na poręczówce. Pobłądziłam tez na Piku Lenina i musiałam znaleźć drogę we mgle. Jak wchodziłam na Lhotse musiałam mijać seraki wielkie jak kamienice. Wiedziałam, że jak są zmrożone to statystycznie  ryzyko jest małe, ale zdawałam sobie sprawę, że to jest zagrożenie, że coś może się wydarzyć. Są zasady, których trzeba bezwzględnie przestrzegać w górach i zawsze miałam je z tyłu głowy: nie przypinać się do nie swoich poręczówek, nie chodzić niezwiązanym po lodowcu, nie chodzić na skróty. Mam długą historię wycofów, z trzech wypraw tylko raz weszłam na szczyt, bo z rachunku prawdopodobieństwa wynikało, że mogę spróbować, ale znacznie wzrasta ryzyko.

Agna uwielbia Indie…fot. A. Bielecka

Czy Twoja górska natura upomina się o Ciebie? Czy bierzesz pod uwagę jeszcze wyprawy w góry wysokie, czy bycie rodzicem w jakiś sposób zmieniło Twoją optykę?

Na razie wróciło mi takie myślenie, że pojechałabym gdzieś i staram się to zrealizować. W zeszłym roku w marcu byłam tydzień w Omanie w roli przewodnika kajakarskiego. Dagna dobrze zniosła tą rozłąkę.

W listopadzie byłam w Mustangu, chciałabym raz, dwa razy do roku robić takie wyjazdy, żeby pozostać w zawodzie. Myślę, że w tej chwili jest dobry moment, żeby eksplorować okolicę, w której mieszkam. Dobrze czuję się w Sudetach, chciałabym znać tu każdy kąt i mieć poczucie, że jestem u siebie. Teraz przy okazji przerwy w ciągłych wyjazdach miałam możliwość zrobienia kursu przewodnika sudeckiego i jestem na ostatniej prostej w tym temacie.

Nigdy nie miałam poczucia, że decyduję się na bardzo ryzykowne sytuacje. Myślę, że gdy Dagna podrośnie na tyle, żeby zaakceptować dłuższą rozłąkę będę chciała wrócić na większą wysokość – lubię to i sprawia mi to radość – w życiu trzeba robić jak najwięcej rzeczy które sprawiają radość.

Lądolód Grenlandzki, fot. Justyna Dudek

Opowiedz nam jeszcze o Domu Geologa – jestem ciekawa czym Was  urzekł… Widać, że to miejsce stworzyła osoba, która podróżuje po świecie i potrafi zrobić w nim miły klimat.

Dom przez lata należał do profesora geologii i jest położony u stóp Masywu Śnieżnika. Meble, które się w nim znajdują są przedwojenne, co nadaje niepowtarzalny klimat. Otoczenie w jakim się mieści jest idealne dla ludzi, którzy kochają naturę i sporty outdoorowe. W okolicy znajdują się najdłuższe w Europie single tracki, z których słynie Kotlina. Wspinaczka? Dosłownie pod nosem Pasterskie Skałki i Trzy Kopki lub ciut dalej Lądeckie Skały i Szczytna. Rozliczne szlaki górskie, w tym na Śnieżnik i Czarną Górę. Jazda konna. Wycieczki do Skalnego Miasta i innych atrakcji turystycznych u braci Czechów są tak niedaleko, że grzech nie skorzystać.

 

Marianówka, fot. Wojciech Nekanda – Trepka

Zależy nam, żeby goście wyciągnęli z tego miejsca jak najwięcej. Jeśli w nocy niebo jest przejrzyste Jędrek idzie po teleskop i oglądamy z gośćmi gwiazdy. Robimy ognisko, a jeśli nasi lokatorzy mają ochotę to pokazuję im na projektorze zdjęcia z moich wyprawa w Himalaje. Dom Geologa tętni życiem i historiami. Kiedyś nocowała u nas drużyna hokeja podwodnego i kapitan żeglugi wielkiej, który pływa tankowcami. Każdy człowiek ma tyle różnych opowieści. Najbardziej jest mi szkoda, kiedy nie ma gości na przełomie czerwca i lipca – nie widzą tych pięknych róż, które kwitną wokół domu i nie mogą się nimi pozachwycać… I właśnie za to kocham to miejsce.

fot. A. Bielecka

Autor tekstu: Agata Kajca (mama w skałach),
 https://facebook.com/mamawskalach/
IG: @mamawskalach)

☕ Jeśli macie chęć wesprzeć moje działania w sieci to możecie to zrobić kupując mi kawę: https://buycoffee.to/mamawskalach, dzięki temu mogę tworzyć artykuły i pozwolić sobie na prowadzenie tej strony 🙂


Gdybyście chcieli odwiedzić Dom Geologa więcej informacji znajdziecie tu:
Witamy | Dom Geologa w Sercu Ziemi Kłodzkiej.


Zdjęcie główne: Agna w Sokolikach z kilkumiesięczną Dagą, fot. A. Dąbrowska. Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego autorki.

Skomentuj