Kinga Ociepka – Grzegulska: „Teraz mam we wspinaniu dużo więcej zabawy, radości i luzu!”

Kinga Ociepka – Grzegulska jest jedną z najlepiej wspinających się Polek, a dzięki swoim przejściom sportowym zapisała się również na arenie międzynarodowej. Chociaż okres życiowej formy ma za sobą, dalej wspina się i odnajduje radość z bycia w skałach. Wywiad skupia się, przede wszystkim na tym, jak zmienia się życie wspinacza sportowego po szczycie osiągnięć, ale znajdziecie w nim również parę wstawek o byciu wspinaczkową mamą.

Kingi nikomu nie trzeba przedstawiać, ale zawsze warto przypomnieć jej najważniejsze sukcesy. W karierze zawodniczej zdobyła dwukrotne Mistrzostwo Świata Juniorów w prowadzeniu oraz została siedmiokrotną mistrzynią Polski w prowadzeniu i sześciokrotną w boulderingu. Najbardziej lubi wspinać się w skałach, a największą satysfakcję sprawia jej wspinanie on – sightem. Jej rekordowym OS – em jest droga Priez pour nous 8a+, znajdująca się we francuskim wąwozie Gorges du Tarn. Dużym sukcesem Kingi jest przejście Sprawy Honoru VI.8, znajdującej się w Jaskini Mamutowej, którą pokonała we wrześniu 2016 roku. Proces przechodzenia tej ekstremy został uwieczniony w filmie „Mama” Wojtka Kozakiewicza. Dokument opowiada o zawodowej wspinaczce, która mając dwójkę malutkich dzieci nie rezygnuje z pasji i postanawia wrócić do formy sportowej.

•••

AGATA KAJCA / MAMAWSKALACH.PL : Kinga wiem, że wspinacie się sporo rodzinnie z mężem i dziećmi. Jak wygląda teraz Twoje wspinanie?

KINGA OCIEPKA – GRZEGULSKA: Na wyjazdy dalej jeździmy razem, ale mamy inną taktykę. Więcej czasu poświęcamy obecnie na różne aktywności sportowe, niekoniecznie wspinanie. Szukamy rejonów, które są dobrze dopasowane do rodzinnego wypadu. Fajnie jeśli w parze z ciekawym wspinaniem jest jeszcze kemping z basenem i atrakcyjna okolica. Zależy nam, żeby dzieci miały dobre wspomnienia z wakacji z nami i ochotę na kolejne wyjazdy w skały.

Obecnie trudne drogi nie są już kryterium przy wyborze rejonu. Na ten moment wystarcza nam, że możemy powspinać się do 7c i odwiedzić nowe destynacje. Wynika to z faktu, że na wakacyjnych wyjazdach nie mam już ochoty wstawiać się w trudne projekty, ponieważ jest to wymagające psychicznie i większy luz mam przy wspinaniu on – sightem. Pamiętam, że kiedyś dzień wspinaczkowy liczył dla mnie minimum sześć dróg. Teraz wystarczy nam pół dnia wspinania, który dzielimy jeszcze na asekurowanie dzieciaków ;).

Dzieci lubią urozmaicenie, dlatego rodzice serwują im górskie wyprawy. Hitem okazały się też via ferraty w Dolomitach (fot. arch. prywatne)

 

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że po zrobieniu Sprawy Honoru czułaś presję, żeby dalej wspinać się na wysokim poziomie. Jednak w pewnym momencie zdałaś sobie sprawę, że to co czujesz nie jest już sprężem tylko napinką. Dodałaś również, że sami sobie tę napinkę często serwujemy. Możesz rozwinąć ten wątek?

Wydawało mi się, że skoro zrobiłam coś najtrudniejszego w swoim życiu, to będę cały czas wspinać się na wysokim poziomie. Utrzymanie tej formy okazało się być bardzo trudne, zwłaszcza kiedy wróciłam do pracy na pełen etat. Moje zasoby czasowe mocno się skurczyły i nie dawałam rady zachować rytmu treningowego. Czułam, że coraz bardziej żyję pod kalendarz treningów i nie pozwalam sobie na spontaniczność i odpowiednią ilość odpoczynku. Pojawiły się myśli, czy to co robię jest właściwe i czy naprawdę tego chcę, a zrobienie kolejnej trudnej drogi zmieni cokolwiek w moim życiu. W końcu postanowiłam zrobić przerwę od cyklów treningowych oraz rozpiski. Ostatecznie już nigdy do tego nie wróciłam, ponieważ zobaczyłam jak dużo mnie to kosztowało. Ta decyzja przyniosła mi większy spokój, relaks i egzystowanie w zgodzie ze wspinaniem, rodziną i pracą.

Odnosząc się do pytania, myślę, że często sami sobie serwujemy napinkę, ale to od nas zależy co wybierzemy. Jeżeli robimy coś z radością i jest to związane z naszą pasją oraz motywacją, to myślę, że wtedy wszystko jest w porządku. Zdarza się oczywiście, że szukamy wymówek od treningu, ale ostatecznie go wykonujemy i wracamy zmęczeni, ale zadowoleni. W tym przypadku również nie jest to destrukcyjne. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy się zmuszać i nie daje nam to radości oraz pojawią się coraz większe wyrzuty sumienia. Uważam, że trzeba dać sobie przestrzeń na to, że nie jesteśmy robotami. Fakt, że kiedyś wybraliśmy regularnie trenowanie nie oznacza, że podpisaliśmy cyrograf i musimy na siłę trzymać się dawno wyznaczonego planu. Nasze podejście może się zmienić.

Kiedy zostajemy rodzicami nasze życie wspinaczkowe zmienia się o 180 stopni. Musimy pogodzić się z nowym stanem rzeczy, własnymi ograniczeniami, wyrzutami sumienia… Możesz opowiedzieć jak u Ciebie wyglądał ten proces?

Był bardzo długi i kręty. Momentami myślałam, że już wiem o co w tym wszystkim chodzi, a tu nagle pojawiały się niespodzianki w postaci wyrzutów sumienia, związane głównie z mniejszą ilością trenowania. W moim przypadku pomógł – i do tej pory pomaga – dialog wewnętrzny i analiza czy podejmowanie kolejnych wyzwań przyniesie mi szczęście, czy zmuszam się do nich.

Zmieniło się również moje podejście do wyjazdów wspinaczkowych. Kiedyś jeździłam na wyjazdy mając w głowie jakiś cel, czy to RP czy OS. Jednak gdy przyszedł wyjazd, na którym nie osiągnęłam żadnego sukcesu, ani się nie „nawspinałam” bo wisiałam na jednej drodze, okazało się, że jestem sfrustrowana i obiecałam sobie, że kolejne wakacje spędzę inaczej. Nastąpił proces godzenia się, że bez wyniku wyjazd też jest udany. Kiedy w końcu sobie odpuściłam zaczęłam na nowo cieszyć się wspinaniem i wybierać drogi według upodobania. Oczywiście zdarza mi się czasami zrobić trudniejszą drogę RP, co sprawia mi radość, ale nie wywołuje to we mnie stanu, po którym nabieram ochoty na trudne projekty.

Wspinanie to dla Kingi wciąż ważna część życia (fot. arch. prywatne)

Zdaję sobie sprawę, że przez fakt, iż latami utrzymywałaś mistrzowską formę, dziś borykasz się z kontuzjami. Myślisz, że to jest nieodłączna cena wspinania się na najwyższym poziomie, czy można jakoś tego uniknąć?

Z różnych źródeł wynika, że wyczynowi sportowcy są mocno pokontuzjowani kończąc swoje kariery. Oczywiście mogą dalej uprawiać ten sport, tylko już nie na takim wysokim poziomie. Ja zakończyłam karierę sportową i jestem w stanie wspinać się, ale nie mogłabym już tak ciężko trenować jak kiedyś. Mój organizm po dwóch tygodniach takich treningów odmówiłby posłuszeństwa. Moje ciało źle znosi już kumulację obciążeń. Wysiadają mi plecy, czasami kolano, bark, nadgarstek, ostatnio mam lawinę kontuzji (1 trening – 2 tygodnie przymusowego resta).Obecnie przechodzę w proces akceptacji odpuszczana i tego, żeby nie kumulować obciążeń. Bardzo dbam o to, żeby przed treningiem robić ćwiczenia wzmacniające, aktywizujące moje słabe strony po to, żeby ich użyć w trakcie wspinania. Wspinam się od dwudziestu siedmiu lat, a rehabilitację dołączyłam dopiero parę lat temu, więc nie odwrócę już wielu zmian, które zaszły przez ten cały okres.

Film „Mama”, w którym jesteś główną bohaterką, wzbudza gamę różnych emocji w widzach. „Mama” pokazuje nam, że jeśli bardzo się zmotywujemy, to możemy spełnić nasze pragnienia. Tak się zastanawiam, czy brałaś po uwagę to, że staniesz się wzorem dla wielu kobiet, które uwierzą, że powrót do formy po urodzeniu dziecka jest możliwy do osiągnięcia i to w krótkim czasie?

W tamtym okresie moim jedynym przesłaniem, które chciałam przedstawić w filmie było to, żeby kobiety nie rezygnowały z siebie i swojej pasji, dlatego że urodziły dziecko. Myślę, że to jest ważne także dla bycia fajnym rodzicem. W życiu trzeba być szczęśliwym ze swoimi wyborami, a zrezygnowanie z siebie może doprowadzić do wewnętrznej frustracji.

Jednak po okresie mojej dużej motywacji zaczęłam się zastanawiać, czy ten film nie przedstawi jakiegoś fałszywego obrazu. Przekazu, że musimy ciągle działać na wysokich obrotach i nie poddawać się. Ktoś mógłby sobie przez to pomyśleć, że nie daje rady i powinien dawać z siebie więcej. Od dawna miałam takie myśli, żeby odnieść się do tego i przedstawić swoje refleksje. Uważam, że motywacja jest fajna, ale w tym zakresie, w którym budzi spręż, a nie odgórnego krytyka, który nam ciągle mówi, że nie dajemy z siebie wystarczająco dużo. Obraz pokazany w filmie „Mama” przedstawia szczególny czas w moim życiu i to nie jest coś, co jest przepisem na szczęście i ciągłą motywację. To był etap bardzo potrzebny, coś czego ogromnie chciałam, do czego nie musiałam się zmuszać, ale to nie znaczy, że to powinno trwać wiecznie.

Dolomity

Chciałam się Ciebie jeszcze zapytać o kolejny problem, z którym mierzą się rodzice z dziećmi w różnym w wieku – jak utrzymać i podnieść formę mając mało czasu na trening. Jakie są Twoje wskazówki?

Po pierwsze skupić się na słabych stronach, bo ich eliminacja zawsze podniesie formę. Drugą wskazówką jest rozbijanie treningów na mniejsze jednostki, ponieważ nawet 20 – 30 minut treningu ma sens. Jest to cegiełka do cegiełki, która dokłada się do lepszej formy. Kolejną poradą jest robienie ćwiczeń około wspinaczkowych w domu. Oczywiście, przy dzieciach, trzeba się do tego mocno zmotywować.

Dobrze działa też samoobserwacja na wybranej drodze i wzmacnianie swoich braków. Warto spojrzeć na problem szerzej i zastanowić się, która partię mięśni wzmocnić, aby wykonać ruch, który sprawia nam problem. Przykładem może być sytuacja wrzucenia nogi na wysoki stopień – tu może okazać się pomocne wykonywanie serii brzuszków, aby łatwiej było podnieść nogę. To naprawdę działa. Gdy brakuję nam dogięcia na trudnym ruchu, zamiast jeździć i próbować go zrobić, łatwiej będzie dotrenować przybloki w domu. Tak robiłam, próbując zrobić Sprawę Honoru: patentowanie, a między kolejnymi wyjazdami trening konkretnie tego, czego mi brakowało.

Czy Twoje dzieci złapały wspinaczkowego bakcyla?

Moje dzieci lubią się wspinać, ale nie trenują. Starszy syn ma radochę, że może iść rozwiesić młodszej córce ekspresy na drogach „czwórkowych”. Dla nas najważniejsze jest, że nie mają żadnej awersji do wspinania, ponieważ najgorszą rzeczą jaką możemy zrobić, to ich zniechęcić. Dajemy im możliwość, ale nie pchamy ich w tę stronę, bo myślę, że nastąpiłby u nich szybki przesyt wspinaniem. Na razie każde z nich wybiera różne sporty, na przykład rolki, tenis czy taekwondo, a my szanujemy te wybory.

Warto wspomnieć, że był również czas, kiedy jeździliśmy osobno i nie próbowaliśmy wspinać się rodzinnie przez cały dzień. Czasami prościej było pojechać na trzy godziny i się powpinać, niż przez cały dzień wspiąć się trzy razy, próbując to wszystko ogarnąć razem. Polecam nie zmuszać się, że ten czas trzeba spędzać zawsze razem. W pewnym momencie może się okazać, że spędzanie czasu rodzinnie kończy się na tym, że ani się nie powspinamy, ani nie spędzimy miło czasu.

Dzieci Kingi – Karolina i Olek – bardzo lubią sportowe aktywności. Jedną z nich jest wspinanie (fot. arch. prywatne)

Czy jest we wspinaniu coś czego jeszcze nie odkryłaś, a chciałabyś spróbować?

Myślę, że będę próbować nowych rzeczy, bo kiedy nie mamy już motywacji na trudne drogi, to można odkrywać coś czego jeszcze nie znamy. Bardzo podoba mi się wspinanie w piaskowcu, w którym liczy się dla mnie kompletnie inny rodzaj zabawy, a cyfra nie ma żadnego znaczenia. Podobnie jest w granicie, gdzie jest specyficzny rodzaj wspinania i trzeba wykazać się nowymi umiejętnościami. Myślę, że wspinanie jest na tyle różnorodne, że jeśli nie chcemy już szukać trudności w górę, to i tak pozostaje nam rozwój różnego rodzaju zdolności i mi też na pewno tego nie zabraknie.

W trakcie górskiej wspinaczki z mężem (fot. arch. prywatne)

To jeszcze na koniec jedno pytanie. Jakie jest Twoje przesłanie do wspinających się rodziców?

Jeżeli wspinaliśmy się przed dzieciakami i bardzo to lubiliśmy, to nie rezygnujmy z tego. Nasze wspinanie zmieni się kompletnie, ale dalej ma to sens, ponieważ każdy rodzaj tego co nam sprawia radość jest istotny. Da mnie wspinanie to rodzaj wewnętrznej medytacji, dlatego że tylko podczas wspinania jestem w stanie wyłączyć myślenie i skupić się tylko na kolejnych ruchach. Daje mi to poczucie, że w tym momencie jestem dokładnie sobą. Myślę, że tak jest z każdym hobby i to że, przeobraża się ono w coś innego wcale nie znaczy, że jest gorsze. Jeżeli to lubiliśmy wcześniej, to zapewne dalej będziemy to lubić. Nie rezygnujmy z tego.

Bardzo dobre przesłanie. Dziękuję za rozmowę.

Autor tekstu: Agata Kajca (mama w skałach)
http://FB: facebook.com/mamawskalach/
IG: @mamawskalach)


Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Kingi.
Zdjęcie główne: Kinga na „Sprawie honoru” VI.8 (fot. Stefan Madej)

 

 

 

 

 

Podobne artykuły

Skomentuj