Wielowyciąg na drugie urodziny (Krucze Skały)

Kilka dni temu zapytaliśmy Janka, co chciałby dostać na urodziny. Po chwili namysłu odpowiedział, że „wielowyciag”. Żartuję. Tak na serio to chciał od nas nowy zestaw Lego. Do klocków postanowiliśmy dorzucić coś dodatkowego. Janek ma już za sobą kilka krótkich wspinów w skałkach, ale w wielowyciągu przez skalną grzędę nie uczestniczył nigdy!



Zabraliśmy Jasia do Karpacza na Krucze Skały dokładnie w dzień jego urodzin. Początkowo Jan odmówił założenia uprzęży i kasku. W końcu przypomniało mu się, że jeśli chce się z nami wspinać, to musi mieć szpej. Nasz synek nie lubi tracić czasu, więc od razu chciał się wspinać, a nie czekać aż reszta ekipy się przygotuje. Chyba adrenalina mu podskoczyła i chciał już naprzeć. Musiałam go przytrzymywać, kiedy Michał wszedł na górę założyć stanowisko na pierwszym wyciągu. W końcu padła komenda „możesz iść”. Na górze Michał, na drugim końcu liny Jan. Wypuściłam go z ramion i poszedł. Pierwszy crux zrobił w miarę gładko, ale Michał musiał użyć swoich umiejętności instruktorskich.


–  Idź na prawo! Trawersem! Tam masz stopień! – instruował.

 

 


Janek nie wiedział do końca gdzie jest prawo, ale zaryzykował i poszedł w bok. Potem było już łatwo. Okazało się, że nasz synek bez większych komplikacji doszedł do pierwszego wyciągu, co nas zaskoczyło, bo obstawialiśmy, że w trakcie drogi zawiśnie i będzie chciał na dół. Ale on planował wspinać się dalej! Szybko padła decyzja, że idziemy wyżej. Skoro dziecko chce napierać, to działamy.

Czekałam z Jankiem w stanowisku pośrednim, aż głowa rodziny założy kolejne. Jasiek nie chciał siedzieć w miejscu, marudził, wyrwał się. Na dole byli jacyś wspinacze i jak nas zobaczyli, to jeden nich powiedział: „Co tu się dzieje? Czy ja dobrze widzę!? To jest dziecko?!”. Wyglądał na trochę zszokowanego. Przyjechał spokojnie się powspinać, a tu dwulatek napiera w skałach!

Kolejny wyciąg okazał się troszkę trudniejszy technicznie. Jasiu musiał zaklinować nogę, co zrobił, ale potem zawisł na chwilę na linie. Ostatni metr wyciągu okazał się też parametryczny dla kogoś, kto ma osiemdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Michał musiał go trochę podciągnąć do klamy. Ten wyciąg miał mocne dwa. Ale dla Janka pewnie odczuwalne były trudności szóstkowe!

 


Ostatnie dziesięć metrów to teren o trudnościach jedynkowych. Janek świetnie sobie tam poradził i dosłownie go przebiegł. Na końcu pięknie pokonał ostatni crux drogi, czyli wejście na szczyt. Znowu przytrzymał go parametr, ale Michał pomógł mu mentalnie i doradził, aby wykorzystał głaz i szedł jak puszcza (na drodze nie było ogranicznika). Chwila chwały czekała nas na szczycie. Widok na Śnieżkę był w gratisie. Pierwszy wielowyciąg za nami. Dopiero po zrobieniu pamiątkowych zdjęć z Janka zjechała adrenalina i kazał zdjąć sobie uprząż. My w ogóle się nie stresowaliśmy, ale po zejściu na dół i z nas zeszło ciśnienie i poczuliśmy zmęczenie. Wejście i zejście zajęło nam około 40 minut.

Droga ma nazwę „Grzęda Adeptów”. Zachęcamy do powtórzeń  z dziećmi!

Opis drogi: I wyciąg I+ 15 m, II wyciąg II 15 m, III wyciąg 0+ (miejsce I) 50 m. Deniwelacja 30 m, ale po linie spokojnie 80 m, a nawet 100 m. Używaliśmy krótkiej liny, przydały nam się dwie pętle i trzy karabinki zakręcane. Na pierwszym stanowisku ringi zjazdowe. Możliwy zjazd ze szczytu. Zejściówka szlakiem od tyłu.

Janek ma uprząż Edelrid Fraggle – rozmiar XXS. Natomiast kask, to zwykły kask rowerowy marki BTWIN – model BABY H 300 46-53 cm/200g (z decathlonu).

Zdjęcie główne: Fotkę na pierwszym wyciągu pstryknął nam Jan Wieczorek (Dzikie Sudety). Dziękujemy!


Autor tekstu: Agata Kajca (mama w skałach)
https://www.facebook.com/mamawskalach – zapraszam do polubienia fanpage, jest tam dużo aktualności i relacji 🙂



Wpis o wspinaniu w Karpaczu ukazał się na moim blogu kilka miesięcy temu

Podobne artykuły

Skomentuj