Z pamiętnika Mamy: rest na wyjeździe

 

✍ 13.08.2023r.

Dawno do Was nie pisałam co u nas, nie było refleksji z bycia mamą w skałach. Przyznam się, że odkąd wybiły tu prawie 4 tysiące obserwatorów poczułam tremę przed takimi prywatnymi wynurzeniami. Wiecie nie jestem ekspertem, psychologiem, wspinam się pasjonacko kilka lat, na koncie nie mam żadnej VI.5 (chociaż bardzo bym chciała). Jestem zwykłą mamą, która targa dziecko w skały i próbuje wspinać się na przyzwoitym dla siebie poziomie.

Ostatecznie jednak, może czasami warto napisać coś co dla jednych jest oczywiste, zaś innym może pomoże w gorszym momencie.

No właśnie, gorszy moment. Na zdjęciu, które widzicie jestem uśmiechnięta i zadowolona z siebie – w końcu od paru dni. Właśnie załoiłam fleszem „Kuracje dla goryli” 🦍 na Januszkowych, super drogę, w moim charakterze, więc mi się zginało.

Ale na Jurze jestem od kilku dni i to był dopiero mój drugi dzień wspinaczkowy. Kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia. Zawsze wyciskaliśmy z wyjazdów ile się dało, zdarzało nam się wspinać po kilka dni z rzędu. Nie chcieliśmy niczego stracić, bo przy małym dziecku wiadomo jak jest. Stosowaliśmy reżim, kolejka za kolejką a wieczorem gdy Mały nam zasnął podliczaliśmy ile dróg się udało zrobić. Z tyłu głowy było, że trzeba coś zasiekać trudniejszego „na wyjeździe”. Regeneracja była tylko wtedy, kiedy już naprawdę dołożyliśmy do pieca i nie było sił się wspinać, bo przecież jak jest wyjazd to się łoi, bo inaczej po co jechać, płacić za nocleg, skoro się nie chodzi w skały. Ale głupie co nie?

Ale wszystko się zmienia. My się zmieniamy, nasze moce przerobowe. Janek ma cztery lata w skałach jest z nim łatwiej, ale poza skałami trudniej. Jest bardzo absorbujący, przeżywa emocje sto razy mocniej, czasami nawet nie wie czemu coś go złości, to naprawdę trochę ryje psyche. I tu pojawia się restowanie – jakie to jest fajne – zwłaszcza kiedy na urlop wybierasz się prosto z wiru życia codziennego, trochę wyrąbana. Kiedy pod skałką po zrobieniu trzech dróg masz już dość, a kolejnego dnia cieszysz się, że pada to oznaka, że brakuje Ci od-po-czyn-ku!

Zdusiłam w sobie poczucie winy, że nie wspinam, a przecież wyjazd jest. I spędziłam niewspinaczkowe dni odpoczywając z Jasiem i tylko asekurując w skałach. Wrzuciłam na luz, ej nie zawsze trzeba na wyjeździe robić tylko drogi blisko maksa, podejmować wyzwania, szukać projektów, wspinać się kiedy wcale nie mamy spręża. Miałam ogromny fun wspinając się na Januszkowych tego dnia, byłam wypoczęta (na ile się da przy dziecku) i zmotywowana.

W ogóle mam też takie przemyślenie, że zobaczcie ile samozaparcia trzeba mieć, żeby chodzić z tymi dziećmi w skały. Wydaje mi się, że my Mamy traktujemy to po jakimś czasie jak chleb powszedni, zapominając, że robimy coś super! Może wymagamy od siebie za dużo? Pamiętam jak jeszcze nie miałam dziecka i widziałam w skałach inne mamy to myślałam „ta to ma spręża”, a teraz sama sobie umniejszam, że to co robię jest takie łatwe.

Ostatnio ktoś mi powiedział: słuchaj kosmosu – co chce ci powiedzieć, to znaczy: zwróć uwagę o czym rozmawiają przypadkowi ludzie, posłuchaj słów piosenki, która leci w radiu, czytaj co ci wpadnie przed oczy. Abstrakcyjnie to brzmi i nie wiem czy w to wierzę, ale dziś kosmos rzucił mi do przeczytania to:

Spójrz na siebie, jesteś zmęczona ale nie poddałaś się!

Miłego dnia Wam życzę, Januszkowe polecam i mam nadzieję, że moje wynurzenia nie zaniżają wartości tego bloga 😉

Oryginalny post: Rest na wyjeździe


Seria „Z pamiętnika Mamy” to najchętniej komentowane przez Was posty na Facebooku. Są to szczere refleksje autorki strony, na temat bycia rodzicem i wspinaczem.

Podobne artykuły

Skomentuj